Przychodzi moment, gdy, mimo kalendarzowej zimy, ciało i dusza pragną oddechu świeżości, czegoś, co postawi je na nogi, a nie przykryje ciepłym kocykiem i utuli do kojącego hibernacyjnego snu. Takim daniem jest dzisiejsza sałatka, której sama nazwa wzywa do wiosny na talerzu i w sercu. Bo za oknem wiosna w Nowym Jorku już jest i to w pełnej krasie – ludzie przy kawiarnianych stolikach na zewnątrz, a jakże, bez kurtek.
Sałatkę tę wypatrzyłam w Repertoire J. Batillany, jednej z moich ulubionych książek kucharskich. Wołała moje imię od dawna, ale w końcu przebrała się miarka i powiedziałam basta! wszelkim pastom i sosom serowym…Tym bardziej, że ta sałatka jest pyszna, lekka, chrupiąca, można zjeść jej górę bez najmniejszych wyrzutów sumienia. Czas więc na wiosenny powiew zielonego, i to bez żartów – już chyba bardziej zielono być nie może;-)
Sałatka najzieleńsza z zielonych
Składniki
- 2 fileciki anchois z puszki lub słoiczka (sardela)
- 1/2 szklanki majonezu
- 1/3 szklanki jogurtu greckiego
- 1/2 szklanki natki pietruszki
- 1/4 szklanki świeżej bazylii
- 1 łyżka soku z cytryny (plus trochę więcej, w miarę potrzeby)
- 1 łyżeczka suszonego estragonu
- 2 łyżki szczypiorku (opcjonalnie, ja akurat nie miałam od ręką)
- sól i pieprz do smaku
- 2 główki sałaty rzymskiej, umyte, osuszone i pokrojone w 2 cm paski
- 2 szklanki groszku cukrowego (można go obgotować), pokrojone na pół
- 2 szklanki ogórka, umytego i pokrojonego w kostkę
- 2 cebulki dymki, cienko pokrojone
- 1 awokado, pokrojone w kostkę
Instrukcje
- W mikserze łączymy składniki sosu: anchois, majonez, jogurt, pietruszkę, bazylię, sok z cytryny i estragon, miksujemy na gładko, doprawiamy solą i pieprzem i ewentualnie dodajemy więcej soku z cytryny.W dużej misce mieszamy warzywa z sosem. Nie wlewamy całości, tylko stopniowo, tyle, ile lubimy.Podajemy od razu.Smacznego!